Bezpieczeństwo

Młodzi kierowcy głównym zagrożeniem?

Ten temat spędza sen z powiek niejednemu uczestnikowi ruchu drogowego. Doświadczeni kierowcy podchodzą z dużym dystansem do umiejętności świeżo upieczonych amatorów czterech kółek i nie darzą ich zaufaniem. Pamiętają bowiem swoje własne początki i z perspektywy czasu widzą dopiero, jakim błędem było sądzić, że umie się już wszystko. Nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o „szarżowanie” na drogach, ale o zwykły brak doświadczenia, który także może być groźny.

Tego typu głosy budzą duży sprzeciw wśród młodych stażem (i wiekiem) kierowców, którym zwykle wydaje się, że osiągnęli już mistrzostwo, a wszelkie uwagi tych bardziej doświadczonych kwitują lekceważącym uśmieszkiem. Mówi się o nich często „młodzi gniewni” i traktuje, jako grupę podwyższonego ryzyka. Można się z tym nie zgadzać, ale to, że prowadzenie samochodu wymaga wyćwiczenia pewnych umiejętności jest niepodważalne. Niewątpliwie umiejętna obsługa jakiegokolwiek pojazdu sprowadza się do wypracowania pewnych nawyków. Oczywiście nie chodzi o to żeby jeździć na pamięć, ale o pewnego rodzaju automatyzm, który skraca czas reakcji i nie angażuje tak dużych zasobów uwagi. Nagła zmiana świateł, pieszy na drodze, ktoś na kogoś trąbi, ktoś inny nieoczekiwanie wjeżdża na mój pas ruchu. Szaleństwo. Cała masa bodźców, których nie można zlekceważyć. Ale po kilku kolejnych próbach niepewność mija. Pojawia się wiara we własne umiejętności. Pytanie czy słuszna? Jak wynika z raportów młodzi kierowcy częściej niż inni pozwalają sobie na brawurę, niejednokrotnie bagatelizują niebezpieczeństwo, przez co stwarzają zagrożenie nie tylko dla siebie, ale też dla innych.

Z tym problemem próbuje się walczyć na wiele sposobów. Począwszy od głośnych kampanii społecznych, a kończąc na projektach ustaw mających na celu ograniczenie praw młodym kierowcom. Takie pomysły pojawiły się chociażby dwa lata temu po serii tragicznych wypadków z udziałem niedoświadczonych prowadzących. Władze Sieradza (gdzie doszło do wspomnianych zdarzeń) wystąpiły do Ministerstwa Infrastruktury, by podnieść wiek, od którego młodzi ludzie mogliby starać się o prawo jazdy do 21 lat. Ponadto, według projektu, taka osoba otrzymywałaby początkowo tylko tymczasowe prawo jazdy na 2 lub 3 lata. W tym czasie miałaby obowiązek siadać za kierownicą jedynie w towarzystwie doświadczonego kierowcy. Inny pomysł, ale także mający na celu podniesienie bezpieczeństwa ruchu drogowego, pojawił się w 2007 roku. Wtedy to zaproponowano, by każdy kierowca mający prawo jazdy krócej niż pół roku, powinien naklejać w widocznym miejscu na szybie samochodu zielony listek.

Wedle tego projektu, młody kierowca w każdej sytuacji (nawet, jeśli pożycza auto tylko na jeden wieczór) musiałby przyklejać na szybie specjalną naklejkę, która zobowiązywałaby go do przestrzegania szczególnych ograniczeń. Osoba taka byłaby na „cenzurowanym” przez pełne dwa lata, a brak zielonego liścia miałby być karany mandatem w wysokości 500zł. Pomysł ten wzbudził wiele kontrowersji. Poza tym podniesiono kwestię, że pojęcie „doświadczonego kierowcy” (w obecności, którego młody człowiek mógłby prowadzić samochód) też należałoby uściślić – taka osoba powinna posiadać minimum 5-letnie doświadczenie za kierownicą.

Pewnym zaskoczeniem mogą być tutaj policyjne statystyki. Okazuje się bowiem, że to wcale nie najmłodsi wiekiem kierowcy są sprawcami największej liczby wypadków. Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2006 roku osoby w wieku 17-20 lat doprowadziły do 1426 wypadków, podczas gdy kierowcy w wieku 21-24 lat byli sprawcami 2385, a 25-29-latkowie zostali uznani za winnych spowodowania 2588 wypadków. Może zatem nie brak doświadczenia, ale przede wszystkim brawurowa jazda (mająca najwięcej zwolenników w grupie wiekowej mieszczącej się w przedziale 19-30 lat) stwarza największe niebezpieczeństwo? Kwestia odpowiedniego nastawienia – czegoś, co obowiązuje akurat każdego bez wyjątku – jest tak samo ważna jak doświadczenie.

Ostatnio pojawił się także pomysł, by karać ośrodki szkoleniowe i egzaminacyjne, które wypuszczają najwięcej piratów drogowych. Policjanci, wypisując mandat młodym sprawcom wykroczeń, mieliby prawo zapytać o szkołę, w której dany delikwent pobierał nauki. Ośrodki, które zbiorą najwięcej punktów w tej zabawie, będą poddawane szczegółowym kontrolom, a w skrajnych przypadkach – nawet eliminowane z rynku. Cel jest szczytny – w końcu gra toczy się o bezpieczeństwo na drogach – jednak, tak jak przy wyżej wspomnianych pomysłach, nie można oprzeć się wrażeniu, że koncepcja nie została dokładnie przemyślana. Jaki bowiem jest związek między solidnością instruktorów i egzaminatorów, a faktem, że ich podopieczni zlekceważą w przyszłości kodeks ruchu drogowego?

Kandydaci na kierowców nie przechodzą badań, które pozwoliłyby wykryć ich ewentualne skłonności do niebezpiecznej jazdy, a na oko trudno przewidzieć, czy ten spokojny uczeń nie przeistoczy się później w pirata drogowego. Poza tym, widmo ewentualnej kary za występki podopiecznych, zaowocowałoby z pewnością zaostrzeniem wymogów egzaminacyjnych. Nie jest jednak powiedziane, że sfrustrowani zdający po otrzymaniu już upragnionego dokumentu, nie wykazywaliby takich samych skłonności, jak ich koledzy zdający w normalnym trybie. Może warto natomiast zainwestować w testy psychologiczne, które pozwoliłyby wykryć potencjalnych zwolenników niebezpiecznej jazdy, zanim będzie za późno.

Sprawa wydaje się być wciąż otwarta i na razie nie widać na horyzoncie genialnego rozwiązania. Pomysłów było już wiele, wciąż pojawiają się nowe, a „młodzi gniewni” na drogach jak byli, tak są. Smutne jest to, że zwykle potrzeba tragedii, by niektóre osoby przejrzały na oczy i uruchomiły wyobraźnię. Bo oprócz fantazji, ona także się liczy. Zwłaszcza na drodze.

www.blog.mistrz-kierownicy.com.pl

 fot.sxc